Dziś już ostatni dzień wycieczki. Typowo powrót, bez atrakcji :)
Budzi mnie przelatujący łabędź, który tak dziwnie skrzeczał podczas lotu, że naprawdę nie da się tego opisać słowami :D Zupełnie jakby ktoś mu wsadził pod skrzydła zepsutą harmoszkę, którą nadmuchiwał podczas każdego machnięcia skrzydłami.
Podobno były również sarenki, ale akurat ja przespałam ich wizytę, nie potrafię wstać o tak nieludzkiej godzinie.
Czas na śniadanko. Na niebie zaczynają zbierać się ciemne chmury, zaczyna lekko kropić.
Do kanapek używamy zakupionych w Byczynie produktów mięsnych. Parówki naprawdę przepyszne, takie ni to parówka, ni kiełbasa śląska :)
Czajniczek po raz pierwszy wchodzi do użytku - wystarczyło na kawę, herbatę oraz na wodę do parówek. Nie ma jeszcze nawet siódmej, a po ósmej planujemy drogę powrotną do domu.
Po drodze chmury już zniknęły, znów jedziemy pięknymi drogami w słońcu :)
Dziś już tylko 4075 kroków przez cały dzień, 2,5 km.
Cała trasa 427 kilometrów :)